Burza.

Jerzy Szyszko




Czemu "Bozia się gniewała"


Bozia się od koksu wzięła
i kotłowni oczywiście,
długi zatarg rozpoczęła,
lecz skończyła go pomyślnie.

Koks w kotłowni był spalany,
która szkołę ogrzewała,
wywrotkami dostarczany -
z niego hałda powstawała.

Było wielkie pomieszczenie,
przy kotłowni, jak piwnica,
bo schowane w głąb, pod ziemię,
to magazyn, bądź składnica.

My z tej hałdy koks taczkami
pod ten "bunkier" zwoziliśmy,
przerzucając go szuflami,
jakoś tam upychaliśmy.

Gdy do koksu wyznaczano -
nie liczyły się roczniki,
bo "jak leci" planowano,
by zgadzały się grafiki.

Tym z rocznika najstarszego
wrzucać koksu się nie chciało,
więc szukali tych z młodszego,
ich by się zatrudnić zdało.

W różnych punktach szkoły stali -
tam, gdzie myśmy przechodzili,
i za "wszystko" nas łapali,
byśmy koks im przewozili.


Pas za nisko, czapka krzywo,
a to honor źle oddany,
starszy stopniem zbierał żniwo,
każdy młodszy był przegrany.

Za te niby "nieścisłości",
dwie, trzy taczki wyznaczali,
a gdy ktoś miał wątpliwości,
to mu taczek dokładali.

Myśmy jakoś to trawili,
ale miarka się przebrała,
za to, że nas tak gonili,
"kara boska" ich spotkała.

Może raczej sprawiedliwość,
bo los dla nas był łaskawy,
odegrania dał możliwość,
w sposób prosty i ciekawy.

W jednym bloku mieszkaliśmy,
my na piętrze, a więc wyżej,
ci, co ich nie lubiliśmy,
na parterze, a więc niżej.

To przewagę nam dawało,
bo mogliśmy zsyłać "gromy",
nocą kulę się turlało,
grzmot na dole był ogromny.

Tak ten blok był zbudowany,
że korytarz, jak blok długi,
był lastrikiem wylewany,
w salach były zaś podłogi.


Kula, której używano,
to z kącika sportowego,
korytarzem ją puszczano,
był huk gromu odległego.

Wydarzyło to się nocą,
ci na dole słodko spali -
gdy zagrzmiało "boską mocą"
wszyscy z łóżek się zerwali.

Z pretensjami przychodzili
lecz dyżurny "nic nie słyszał",
ale kiedy mu grozili
to z kompanii ich wypraszał.

Na nic groźby, zastraszanie,
bo znów Bozia się gniewała,
trudne było zasypianie,
gdy "moc boska" rozbrzmiewała.

Można czekać na dzień sądny,
ale trzeba się dogadać -
proponował ktoś rozsądny -
przyjść, nastroje nasze zbadać.

My z poselstwem tu przyszliśmy -
już was ścigać nie będziemy,
a pokutę odbyliśmy
w zamian święty spokój chcemy.

Propozycję przyjęliśmy,
grzeczność tak nakazywała,
odkąd w zgodzie współżyliśmy,
Bozia już się nie gniewała.



Aktualizacja strony: 17 marca 2013 r.


© 2007 - 2013 Absolwent WSOWŁ promocji 1971 roku Marian Więckowski