Jerzy

Jerzy Szyszko

Droga

Licealne reminiscencje


Legionowo, czerwiec 2014 r.



Spotkanie po latach

Gdy maturę już zdaliśmy,
świat otworzył się przed nami,
klucz, przepustkę dostaliśmy,
do wrót skarbca z marzeniami.

A przed nami możliwości,
wielka moc nas rozsadzała,
chociaż droga ku przyszłości,
wybojami odstraszała.

To ma każde pokolenie,
tę energię, przekonanie,
że potrafi ruszyć ziemię,
nowy ład zbudować na niej.

Tu potrzebny był hart ducha,
by te plany i marzenia
pchać do przodu, serca słuchać,
nie dopuszczać zniechęcenia.

W walkach z tą rzeczywistością
we wspomnieniach był ratunek,
wygrywały ze słabością,
wielki za to im szacunek.

One wiarę umacniały
w możliwości w nas uśpione,
do działania zachęcały,
by ożyły rozbudzone.

Każda ważna rzecz na świecie,
ogród, miłość i wspomnienia,
to ze szkoły, z życia wiecie,
wymagają zasilenia.

Nawożenia, pielęgnacji,
by żyć mogły i rozkwitać,
a ich głębię, nie bez racji,
tylko sercem można chwytać.

Jak zatrzymać te zdarzenia,
które czas powoli skrywa? -
wymagają odświeżenia,
czasem trzeba je używać.

Po to zjazdy są, spotkania,
aby pamięć ugruntować,
czar takiego wspominania,
jako lek, na ból stosować.

Lat dwadzieścia dwa minęło -
zjazd był pierwszy po maturze,
to spotkanie mną wstrząsnęło -
zagrał czas na naszej skórze.

Młodzi chłopcy i dziewczęta -
osiemnaście lat skończyli,
czas, ta siła niepojęta,
sprawił, że ciut, ciut przytyli.

Z dziewcząt zrobił pulpeciki -
tu przepraszam koleżanki,
czy to genów są wybryki? -
może losu niespodzianki?

Tylko oczy są te same,
w nich iskierki, głąb otchłani,
dawne echa zatrzymane...
reszty się domyślcie sami.

Mowa też się nie zmieniła,
choć na twarzy zmarszczek parę,
które troska wyrzeźbiła -
głos zachował brzmienie stare.

Jedna nasza absolwentka,
na spotkanie się spieszyła,
a że była zbyt przejęta,
zjazd dwa razy opłaciła.

To dowodzi tylko tego,
jaka siła jest w spotkaniach,
potrzeb serca stęsknionego,
w którym żar tkwi pożegnania

I tabliczki dostaliśmy,
z datą, klasą, nazwiskami,
tak odnaleźć się mogliśmy,
by się zebrać rocznikami.

Wielka radość ze spotkania,
młodość w chwilę odzyskana,
łzy, uściski, wspominania,
przez noc całą, aż do rana.

Absolwenci się zjechali,
z całej Polski, z zagranicy,
znowu razem są na sali,
to się teraz tylko liczy.

Z Ameryki, z końca świata,
oni bardzo tam tęsknili -
aby spotkać się po latach,
czasu, trudu nie szczędzili.

Bo z potrzeby serca jadą,
by odnaleźć siebie w klasie
i spotkania przeżyć radość,
po tak bardzo długim czasie.

Tych, co nas już opuścili,
czcimy pamięć ich milczeniem,
by w zaświatach się cieszyli,
że są z nami - choć wspomnieniem.

Część się spotkać bardzo chciała,
lecz na zjazd się nie stawili,
przez mizerię swego ciała,
sercem z nami są w tej chwili.

Skupmy na nich ciepłe myśli,
by energią swą ich wesprzeć,
może młodość im się przyśni,
jutro będzie dla nich lepsze.

Wykładowców pora wspomnieć,
na nich czas tak samo działa,
ich nie wolno nam zapomnieć,
wszystkim się należy chwała.

Byli przez nas uwielbiani,
sztuki życia nas uczyli
a ci, nieco mniej lubiani,
także rolę swą spełnili.

Skąd o szkole dobre zdanie? -
absolwentów to zasługa,
wykładowców nauczanie -
zasług wszystkich, lista długa.

Absolwenci doceniali,
ich wysiłek, trud włożony
i to czego nauczali,
choć hołd, zwykle był spóźniony.

Szkoda, że dopiero wtedy,
kiedy sami uczyliśmy,
ile z nami było biedy,
na swej skórze odczuliśmy.

Nimi szkoła jest bogata,
nic nie znaczą odległości,
przyjeżdżają z końca świata,
by świadectwo dać miłości.

Do tej szkoły, do kolegów,
do młodzieńczych pierwszych przeżyć -
dziś się czas zatrzymał w biegu -
aby młodość nam odświeżyć.

Zatętniła życiem szkoła,
łzy się w oku zakręciły,
sami swoi dookoła -
choć postacie się zmieniły.

Szybko z tym się oswoimy,
a wspomnienia nam pomogą,
bo natury nie zmienimy,
czas nas wiedzie jedną drogą.

Pijmy noc, jak wino do dna,
ani chwili nie urońmy,
bo czas mamy tylko do dnia,
więc bezczynnie go nie strwońmy.

Noc minęła, nastał ranek,
wieszcząc koniec już spotkania,
czas ucieka, jak kochanek,
przyszła pora pożegnania.

Puste mury pozostaną,
echo gdzieś się w kątach schowa,
wraz z melodią wszystkim znaną -
zabrzmi kiedyś nam, od nowa.

Bądźcie czujni i słuchajcie,
gdy melodii zew popłynie,
to na zjazd się znów zbierajcie -
póki krew w was jeszcze płynie...



Mury naszej szkoły

Czym są dla nas mury szkoły? -
lat młodzieńczych wspomnieniami,
zdarzeń smutnych i wesołych,
co się w świat zabrały z nami.

Żyją w naszej świadomości,
jak opoka, coś trwałego,
jak synonim stabilności,
echa czasu minionego.

Choć w bezruchu pozostają,
drzemie siła w nich ukryta,
swym istnieniem nas wzywają,
sercem głos ich można chwytać.

W sposób jakiś tajemniczy
swą energię przekazują,
nie da się jej zmierzyć, zliczyć,
lecz "baterie" nam ładują.

Gdy wracałem w swoje strony,
od Warszawy do Lublina,
nagle skręcam, sam zdziwiony -
w drogę wprost do Sobieszyna.

Inną drogą pojechałem,
zaskoczyłem własne ego,
nie tak trasę planowałem,
plan zmieniłem, lecz dlaczego?

Nie wiedziałem, powiem szczerze,
co mną wtedy kierowało,
racjonalność tu w łeb bierze -
tak po prostu się zdarzało.

Pewnie fale podprogowe
szkolne mury emitują,
stąd reakcje odruchowe,
które czasem nas szokują.

Gdy pod szkołę zajechałem,
popatrzyłem na te mury,
chyba wtedy zrozumiałem -
wszystko dziełem jest natury.

Podświadomość nas prowadzi,
wnętrze na wierzch wydobywa,
nie oszuka i nie zdradzi,
skryte chęci w nas odkrywa.

Jest boisko, głóg dokoła,
na swym miejscu, tak jak było,
rosną drzewa, stoi szkoła,
serce się uspokoiło.

Popatrzyłem, odjechałem
i na parę lat starczyło,
ale kiedyś, choć nie chciałem,
znowu to się przydarzyło.

Ci, co rzadko tu bywają,
takie zjazdy głębiej czują,
przez łzy miejsca te poznają,
dłużej się doładowują.

Chłońmy więc spotkania magię,
co z tych murów na nas spływa,
korzystajmy z niej rozważnie,
by na długo nam starczyła.



Prawa autorskie zastrzeżone.


Aktualizacja strony: 9 lipca 2014 r.


© 2007 - 2015 Absolwent WSOWŁ promocji 1971 roku Marian Więckowski