Jerzy Szyszko |
Zakaz opuszczania koszarNazwa jakaś podejrzana - nie wskazuje wyróżnienia, bo to kara, wymierzana za niewielkie przewinienia. Była trochę dokuczliwa - kiedy każdy po zajęciach w czasie wolnym odpoczywał, to ZOK-owicz miał podejścia. Na dyżurkę był wzywany, zawsze w trybie alarmowym, czas zgłoszenia notowany, taki rejestr był ZOK-owy. Zaczynało się sprawdzanie, tego, co z nas każdy dostał i z plecaka wyciąganie, sterta rzeczy wnet urosła. Prawie wszystko było nie tak, koc za luźno zrolowany, to menażka niedomyta, płaszcz bez talku spakowany. Choć usterka była mała, ktoś podejścia nie zaliczył, a kontrola dalej trwała, aż do skutku każdy ćwiczył. Tak po kilku dniach biegania, wszystko czyste, ułożone, nikt już nie bał się wezwania, a usterki? - wykluczone! Może sens był w tym sprawdzaniu, wreszcie każdy miał porządek, lecz w tym ciągłym przekładaniu, chyba zgubił się rozsądek. |
...Ja też kiedyś tak biegałem, bo z przepustki się spóźniłem, za to właśnie ZOK dostałem, chociaż nic nie zawiniłem. Śnieg przez noc bez przerwy prószył, a w dodatku mocno wiało, odwołano autobusy - drogi całkiem zasypało. Kiedy pługi odśnieżały, ja przepustki czas liczyłem, autobusy się spóźniały i po prostu nie zdążyłem. Gdy się śniegiem tłumaczyłem, już to wiedział przełożony, nie ja jeden się spóźniłem, wcale nie był zaskoczony. Wiedział o tym doskonale, choć spóźnienia była chwilka, nie mógł nie ukarać wcale, więc dał ZOK-u po dni kilka. Był oficer, choć nie stary, ale stare miał zasady, które większość młodej wiary, traktowała jako wady. On "służbowo" groził, krzyczał, ZOK-owiczów krótko trzymał, ganiał, podejść nie zaliczał, ciągle na nich się wyżywał. Kiedy służbę miał w grafiku, to tych z ZOK-iem strach ogarniał, bali się już jego krzyku, przyszłość ich czekała czarna. |
...Dobrze się przygotowałem - chyba mi się poszczęściło, co potrzeba, wszystko miałem, lecz kolegom - nie tak miło. Źle coś z ich oporządzeniem - w końcu tylko sam zostałem, obopólne zaskoczenie, bez usterek? - niebywałe! Co by jeszcze można sprawdzić? - wiem! - guziki, te ukryte, od munduru, spodni, gaci - są na miejscu? - i przyszyte? Jeszcze troki od kaleson - też są całe? - zawiązane? - bo choć to zimowy sezon, często były oderwane. Tu załamał się chłopisko, cóż, usterek nie stwierdziłem, a sprawdziłem chyba wszystko. Tak podejście zaliczyłem. Wszyscy byli tym zdziwieni - pierwszy raz i ci zaliczył? - pozostali są zmęczeni, do capstrzyku aż ich ćwiczył. Odtąd już się go nie bałem, choć z nim kontakt miałem z musu, to go chyba rozumiałem - gonił leni i lewusów. Tak po latach to oceniam - każdy z nas ma jakieś wady, gniew, emocje, czas nas zmienia, pozostają nam zasady. |
Aktualizacja strony: 9 sierpnia 2014 r.